Państwo zresztą oficjalnie walczyło z nadmiernym spożyciem alkoholu, z drugiej liczyło na to, że sprzedaż wódki jednak nie spadnie. Zyski, jakie przynosił państwowy monopol spirytusowy, były w czasach PRL jedną z podstawowych pozycji budżetowych. Budżet państwa w jakiejś mierze były uzależniony od odpływów monopolowych Pod koniec lat 40. zyski z przemysłu alkoholowego sięgnęły 15 procent całego budżetu, w połowie lat 50 stanowiły ok. 11 proc. budżetu, w 1960 r. – ok. 9 proc., w 1970 r. – ok. 11,5 proc., w 1975 r. – ok. 12,5 proc.. W 1980 r. przekroczyły 14 proc. Tak więc socjalistyczna ekonomia opierała się w pewnej mierze na sprzedaży wódki.
Spożycie alkoholu w powojennej Polsce zatem stale rosło i apogeum osiągnęło w drugiej połowie lat 70. Lata 70. przyniosły zresztą pewną zmianę. Na stołach z racji podniesienia się stopy życiowej zaczęły się bowiem pojawiać droższe wódki smakowe, likiery oraz koniaki czy wina, także te importowane, a nawet sprowadzana z Zachodu whisky. Wcześniej dla większości Polaków „lepsze”, zahodnie alkohole dostępne były w zasadzie jedynie w Pewexach. Mimo tych zmian, czysta wódka wciąż jednak była najchętniej spożywanym przez Polaków alkoholem, wciąż była obecna w polskiej codzienności, a przy okazji rozsławiała Polskę za granicą.
Kryzys początku lat 80. XX wieku, wprowadzenie w 1980 roku kartek na wódkę i stan wojenny spowodowały z kolei „bimbrową hossę”, porównywalną tylko z czasami okupacji. W 1981 roku Milicja Obywatelska odnotowała 1435 przypadków nielegalnego gorzelnictwa, rok później było to już 10 razy tyle. Liczbę bimbrowni działających w tym okresie szacowano na 150 tysięcy.
W 1982 roku wprowadzony został przepis prohibicyjny wprowadzający zakaz sprzedaży alkoholu przed godziną 13. Od tej pory godzina 13.00 stała się najbardziej wyczekiwaną porą dnia.