Wódkę, a właściwie mocny alkohol ze spirytusu, który ją przypominał prawdopodobnie przywieźli do Polski włoscy lub arabscy kupcy.
Początkowo, choć sposób jej destylacji opanowano na ziemiach polskich w VIII wieku, nie uznawano jej za napitek. Do XVI wieku wysokoprocentowe napoje spirytusowe pełniły w Polsce głównie rolę medykamentów, ewentualnie jako baza do komponowania perfum. Choć z czasem owe „medykamenty” zyskiwały sobie popularność wśród ludności chłopskiej i zaczęły być spożywane w dawkach zupełnie nie leczniczych. Poeta Sebastian Klonowicz w poemacie Roxolania z 1584 roku pisał o „ognistym napoju” stworzonym przez zbrodniarza w gorzelni, dar diabła, który polscy chłopi piją bez umiaru zaniedbując rolę.
Co ciekawe, wódka nie była wówczas jeszcze wódką. Na określenie wysokoprocentowego alkoholu w średniowieczu alchemicy i mnisi pozyskiwany z wina trunek określali mianem wody życia (łac. aqua vitae, okowita). Z kolei destylowany ze zbóż wysokoprocentowy alkohol określano mianem gorzałki (od czasownika „gorzeć”, czyli palić). Natomiast słowo „wódka” znamy dopiero od XV wieku, a oznaczało onoe wówczas po prostu „małą wodę”. Dopiero w XVI wieku słowo wódka zaczęło się upowszechniać jako określenie nalewek leczniczych, a następnie napoju alkoholowego.
Polska szlachta zakosztowała w wódce właśnie mniej więcej na przełomie XVI i XVII wieku, więc obok szlacheckich dworków zaczęły na potęgę powstawać gorzelnie. W popularyzacji wódki jako napoju istotną rolę odegrała niewielka książeczka, która ukazała się drukiem w roku 1614. Jej autor jako pierwszy oficjalnie ogłosił, że wódka, którą nazywał „chlebowym winem” nie tylko leczy, ale też świetnie smakuje i może być świetnym uzupełnieniem biesiadnych stołów. Na szlacheckich stołach obok miodów, win i piw zagościła zatem gorzałka, już wtedy zwana coraz częściej wódką. Pędzono ją najczęściej z żyta, a tylko sporadycznie z pszenicy lub ze śliwek.
Pierwsze receptury na „chlebowe wino” były dzięki królewskim regulacjom ujednolicone, a ich skład ściśle dopracowany. Na szlacheckich stołach prym wiodły przede wszystkim wódki gatunkowe i smakowe, wzbogacane przeróżnymi dodatkami, często egzotycznymi, jak na swe czasy, np. imbirem, goździkami, gałką muszkatołową, czy liśćmi drzewa sandałowego, a nawet tak egzotycznymi składnikami, jak rosolis na bazie wyciągu z rzęsek liści rosiczki albo tzw. ambra będąca wydzieliną z układu pokarmowego wielorybów. W doborze dodatków istotne były nie tyllko walory smakowe dodatków, ale ich właściwości zapachowe. Nie stosowano jeszce wówczas techniki filtracji i oczyszczania trunków, więc dawna wódka, mówiąc delikatnie, raczej nie pachniała miło.
Gdy polska szlachta zaczęła pić wódkę dla przyjemności, chcąc zmonopolizować dochody z wódki, dążyła do propinacji, czyli wyłączości na produkcję i sprzedaż.
Dobra gorzałka ze szlacheckich gorzelni była długo trunkiem drogim, a przez to dostępnym głównie dla ludzi zamożnych. Wśród chłopstwa pijącego gorzałkę raczej podłą, pędzoną z czego się tylko da, wódka stała się bardziej powszechna dopiero, kiedy zaczęto produkować ją z ziemniaków. Ale to już zupełnie inna historia…